Ten szczególny czas w roku, kiedy jajka nie tylko są podstawowym składnikiem śniadania, ale także… trzech pozostałych śniadań, brunchu, przekąsek, obiadu, lunchu, podwieczorku, kolacji, przekąsek wieczornych, późnej kolacji, podjadania nocnego i wszystkiego pomiędzy. A żurek? To nie jest zwykła zupa, to wręcz kulinarny rycerz w chrupiącej zbroi, przybywający na stół, by uratować nas od bolączek dnia wczorajszego.
Zacznijmy od jajek – tych małych, skorupkowych cudów natury. Kto by pomyślał, że coś tak delikatnego może znieść tyle kreatywnej ekspresji? Malowanie, drapanie, obklejanie – jajka w nadchodzącym tygodniu, to potencjalnie prawdziwe arcydzieła sztuki, które, niestety, zbyt często kończą swój żywot jako kicz przypominający poziomem niektóre pamiątki z Karpacza.
Przejdźmy do żurku. To magiczna mikstura, która jest w stanie przywrócić do życia nawet najbardziej zatrutego uczestnika rodzinnych spotkań w naszym kraju. Można sobie wyobrazić, jak żurek rzuca wyzwanie każdemu, kto podważa jego wyjątkowość, mówiąc: „Jestem więcej niż tylko fermentowanym zakwasem, jestem kulinarnym dziedzictwem narodu!”. No i kiełbasa… kiełbasa macha do nas z głębi i znika w głąb ust zanim zdążymy powiedzieć „Ale to jest pyszne!”. Taki jest żurek. Takie to są jaja.